Miasto Parmania (Fuchsia City)

Masz 30 minut na wyjście z Safari, bo inaczej czeka cię mandat. Nie możesz tu zostać, a nie masz jak iść.

Poszedłem do wyjścia z safari, ignorując to że jest burza..

Dotarłeś do wyjścia i od razu skierowałeś kroki do CP. Byłeś przemoczony i miałeś obawy o zdrowie pokemona.

Szybko krokiem udałem się dalej do CP. Nie ważny byłem ja, ważny był pokemon. To nic że jestem przemoczony. - pomyślałem.

-Witaj. Czy coś się stało?- spytała Joy widząc ciebie, gdy biegłeś w stronę CP.

- Tak, ranny pokemon.. Rhyhorn. Trzeba go uleczyć. - powiedziałem do Siostry Joy.

-Szybko!- powiedziała Joy i razem pobiegliście do CP. Na miejscu- Wypuść go. Blisey! Chensey!

Wypuściłem go i oddałem Siostrze Joy.. po czym usiadłem i czekałem.

Mija czas, mija czas, czas pogania wszystkich was...
Żadnych wieści.

Siedzę sobie cały czas w poczekalni i odbijam piłeczką o ścianę..

Po ośmiu godzinach do CP weszła Jenny.
-Czy to ty znalazłeś tego Ryhorna?

- Tak, a coś nie tak ? - spytałem policjantkę..

-Pojedziemy na komisariat! Ręce za głowę!- powiedziałą policjant wyciągając kajdanki.

- Ale on potrzebował pomocy.. - próbowałem je wyjaśnić jakoś to..

-Porozmawiamy na komendzie! Nie stawiaj oporu to nic ci się nie stanie. Masz prawo zachować milczenie.

Idę z nią na komisariat, żałując że pomogłem temu Rhyhornowi..

Na komendzie usadzono cię w ciemnym pomieszczeniu. Po pewnym czasie ciszy zapaliła się waląca cię w oczy lampka. Zauważyłeś twarz Tobajasa.
-Gdzie go znalazłeś?

- Na pustynnym wzgórzu na safari.. - odpowiedziałem. Nie wiedziałem o co chodzi, on jest pod ochroną czy co..

-Co tam robiłeś?
Tobajas miał oświetlone pół twarzy, ale było widać, że nie okazywał żadnych emocji- ciekawe czy wie co to?

- Szukałem pokemonów, jak to na safari.. - odpowiedziałem znużony..

-Czy miałeś jeszcze czas?
Tobajas był podejrzliwy. Czy będziesz odpowiadać w pełni szczerości?

-Czy jesteś pewien, że nie było żadnych oznak ludzkości na pokemonie?

-Czy przyznajesz się do kłusownictwa?
To pytanie było dla ciebie jak plaskacz.